Kalendarz adwentowy dla dziecka | DIY jedzenie z filcu

Pierwszy raz zrobiliśmy kalendarz adwentowy dla naszego dziecka. Nie spodziewaliśmy się aż takiego odbioru. Jej reakcje i radość przeszły nasze najśmielsze oczekiwania. Codziennie otwieraliśmy “torebeczkę – to było jej hasełko, na które nagle krzyczała “taaaak” i biegła do salonu, by wskazać palcem na wiszące torebeczki.

pomysł

Na pomysł wpadłam po wakacjach, które spędziliśmy w domku na Mazurach. Zaobserwowaliśmy wtedy, że nasze dziecko najwięcej czasu spędza przy zabawkowej kuchni i pięknie się bawi. Każdego dnia coś gotowała oraz tworzyła. Przyjemnie się na nią patrzyło. Pomyślałam, że poza drewnianymi jedzonkami, które jej kupiliśmy fajnie jakby miała również filcowe. Wtedy można przy pomocy wyobraźni i kilku przedmiotów zrobić inne, których nie ma nigdzie. Jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy. 

tworzenie

Zrobiłam szybki research czego potrzebuję do stworzenia jedzenia z filcu. Potrzebne było: filc w kilku kolorach, wypełnienie, nożyczki, nici, igła oraz klej. Ostatecznie klej w ogóle nam się nie przydał, wszystko szyliśmy. Wszystko uszyliśmy w 4 wieczory (do 1-2 w nocy), kiedy tylko położyliśmy dziecko spać. Nie spodziewałam się, że mój mąż jest AŻ tak dobry w szyciu. Wiedziałam, że umie zaszyć coś, bo już wielokrotnie to robił, ale szyć od zera!? Dumna! Brawo programistata!

Jeden dodatkowy wieczór spędziliśmy na zrobieniu torebeczek. Zastanawialiśmy się, czy nie kupić takich po prostu. Jednak duża liczba toreb papierowych wygrała i postanowiliśmy je przerobić. Recykling pełną parą. Wtedy oglądaliśmy też filmy i seriale.

PS Najprecyzyjniej wycina się nożyczkami krawieckimi, takimi ogromnymi i ciężkimi. Swoje mam po babci. Są najlepsze do materiałów.

PS2 Paczki kolorowego filcu oraz wypełnienie kupiłam w Action.

dzień pierwszy

Tworzenie jedzenia z filcu do kalendarza adwentowego rozpoczęliśmy oczywiście od filmu “Kevin sam w domu”, żeby poczuć klimat świąt. 😀 Tego dnia przegadaliśmy plan naszego działania i wybraliśmy, co chcemy zrobić. Udało nam się zrobić 6 rzeczy wtedy: makaron wstążki, cząstki mandarynki, ziemniaki, pierogi, arbuza i marchewkę. Tak naprawdę to 15 rzeczy, bo niektóre jedzonka robiliśmy w kilku sztukach.

dzień drugi

Tego dnia wciąż zadowoleni po tym jak dobrze nam poszło poprzedniego dnia, wybraliśmy nowe rzeczy do zrobienia. Kiedy dopadał nas brak pomysłu to inspirowaliśmy się Pinterestem. Odpaliliśmy w tle drugą część filmu, czyli “Kevin sam w Nowym Jorku”, coś co dobrze znamy, żeby nie wymagało większej uwagi. Udało nam się wtedy zrobić 5 rzeczy: buraka (o matko! zajął mi najwięcej czasu ze wszystkich), kromkę chleba tostowego, sushi – futomaki, bułkę i truskawkę.

dzień trzeci

Tego dnia długo szukaliśmy, czegoś, co możemy oglądać w tle. Znaleźliśmy coś megainspirującego. Było to reality TV “Akademia czekolady” na Netflixie. Jestem w szoku, jakie rzeczy ludzie potrafią robić z czekolady. Szacunek! Tymczasem, my działaliśmy z filcem. Uszyliśmy: frytki (5 szt.), tabliczkę czekolady, fasolkę szparagową zieloną (4 szt.), kiełbaskę, soczek, rybki (2 szt.), herbatnika z białym kremem. 

dzień czwarty

Kontynuowaliśmy “Akademię czekolady” na Netflixie, którą zresztą polecamy i czekamy na kolejną edycję. Wygrał nasz faworyt. Dużo naszej uwagi pochłonął ten serial kulinarny, ale udało nam się zrobić kilka rzeczy. Myśleliśmy, że jest to nasz ostatni dzień szycia. Wykonaliśmy tego dnia: podwójną wiśnię, plaster żółtego sera, podudzie kurczaka oraz jajko.

dzień piąty

Do dzisiaj nie wiemy jak to się stało, że ostatniego dnia, kiedy ponownie liczyliśmy wykonane przez nas jedzenie okazało się, że brakuje nam dwóch rzeczy. 😅 Dlatego, kiedy mój mąż szykował torebeczki, ja na szybko musiałam uszyć dwie proste rzeczy. Po namyśle zdecydowałam się na ostrą papryczkę oraz precla. Jak napisałam na początku, torebeczki zrobiliśmy ze starych toreb papierowych. Powycinaliśmy nowe torebeczki i je posklejaliśmy taśmą. Następnie zrobiliśmy dziurki i za pomocą sznurka jutowego przywiesiliśmy wszystkie 24 torebeczki do łańcucha świetlnego. Jedzonka pakowaliśmy do torebeczek, zaklejaliśmy je i dopiero pisaliśmy numerek, więc sami nie wiedzieliśmy, co będzie danego dnia. Sami nie mogliśmy się doczekać kolejnego dnia. 

Praca warta każdej godziny. Ta radość na buzi i dodatkowa ekscytacja po powrocie taty z biura, kiedy wszyscy otworzymy nową torebeczkę. Całą trójką wkręciliśmy się w ten kalendarz. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *